piątek, 10 grudnia 2021

Kocham cię, więc cię biję! – „Beze mnie jesteś nikim. Przemoc w polskich domach” Jacka Hołuba

   
Co w tej książce od razu uderza to to, że nie są to zdarzenia sprzed 150 lat, kiedy to kobiety nie miały żadnych praw, albo ze średniowiecza, gdzie tortury były na porządku dziennym; to wszystko dzieje się we współczesnej Polsce w XXI wieku – są to teksty powstałe między lutym 2020 a kwietniem 2021 roku – w dobie lansowanych przez „Prawo i Sprawiedliwość” zestawu cnót niewieścich, klauzul sumienia lekarzy, zakazów aborcji itp. – prawdziwy rząd dusz i ciał.

   „Trzydzieści procent [czyli ponad dziewięć milionów] dorosłych Polaków wskazało, że było sprawcą lub sprawczynią przemocy w rodzinie. Siedemnaście procent skrzywdziło bliskich kilka razy, a trzy procent – wiele razy”, Hołub cytuje badania przeprowadzone na zlecenie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej: „Do stosowania przemocy psychicznej przyznało się najwięcej osób (24 procent), w dalszej kolejności do fizycznej (11 procent), a w najmniejszym zakresie do ekonomicznej (5 procent) i seksualnej (2 procent)”.

   Przemocowcami nie są przybysze z obcych planet, wampiry, upiory albo zombie; to nie potwory sztucznie wytworzone w laboratoriach; nie, wszystko to dzieje się w otoczeniu najbliższych! I to najbliżsi są sprawcami cierpień. Hołub pisze we wstępie: „Mężczyźni katują żony i dzieci. Bici synowie dorastają i znęcają się nad swoimi partnerkami i dziećmi. Krzywdzone dziewczynki wpadają w szpony toksycznych mężów. Dorosłe dzieci dręczą zniedołężniałych rodziców. Silniejsi terroryzują słabszych, zdrowi niepełnosprawnych, ci, którzy mają władzę, kontrolują i ranią swoich podopiecznych. Przez nasze domy płynie rzeka agresji, bólu, cierpienia i nienawiści. W telewizyjnych materiałach – o mężach mordujących żony, ojcach gwałcących córki, molestujących siostry czy kobietach znęcających się nad dziećmi – widzimy tylko jej brzegi. Oficjalne statystyki to wierzchołek góry lodowej” (s. 8).

   Poprzednie książki Jacka Hołuba to losy ludzi wykluczonych, krzywdzonych, doświadczających często przemocy instytucjonalnej ze strony państwa (matki niepełnosprawnych dzieci, osoby z niepełnosprawnościami), instytucjonalnej i rówieśniczej (osoby w spektrum autyzmu w szkołach). Beze mnie jesteś nikim zostało napisane, „by pokazać, co kryje się pod spodem – jak wygląda prawdziwe oblicze przemocy domowej”. Najważniejszym celem nie było samo ukazanie przemocy, ale „żeby zrozumieć ‘dlaczego?’. I co można zrobić, żeby pomóc osobom doznającym przemocy i sprawcom”, zdradził mi w korespondencji. Nie wiedział, dokąd go „zaprowadzi próba uzyskania odpowiedzi na to pytanie”. Impuls do napisania dała mu historia Karoliny Piaseckiej, maltretowanej żony ówczesnego radnego PiS z Bydgoszczy (rodzinnego miasta autora), „która strasznie go poruszyła”. Szukając tematów do nowej książki reporter zarzekał się, że przemoc domowa to jedyny temat, „którym się nigdy nie zajmie”: „Uznałem wtedy, że nie byłbym w stanie zmierzyć się z tak strasznym i ciężkim tematem. Chyba rok później zacząłem już zbierać materiały”, napisał mi.

   Tu cytuję z naszej korespondencji:
„Im głębiej zanurzałem się w historie moich bohaterek (bo to głównie kobiety były moimi rozmówczyniami, chociaż nie tylko one doznają przemocy), tym bardziej czułem, jak ważne jest nie tylko opisanie tego, co je spotkało, ale także zrozumienie mechanizmów, które sprawiają, że tak trudno jest im się wyrwać z przemocowych związków, że czują się winne temu, że są krzywdzone, że się tego wstydzą; że sprawca przejmuje kontrolę nad ich życiem, a tak wiele krzywdzonych psychicznie nie zdaje sobie sprawy, że doświadcza przemocy. Jak krzywdzące dla ofiar mogą być nasze oceny i rady, jak bardzo ulegamy stereotypom dotyczącym przemocy domowej. Chciałem spróbować odczarować te stereotypy, pokazać, dlaczego maltretowana kobieta, której konkubent ma zakaz zbliżania się, przyjmuje go z powrotem pod swój dach; dlaczego osoby krzywdzone tak często odwołują zeznania. Zależało mi również na tym, żeby ‘zajrzeć w dusze’ sprawców. Zastanowić się, jak można im pomóc, żeby nie powielali przemocowych zachowań w kolejnych związkach, bo samo karanie nie wystarczy. I wreszcie chciałem pokazać jak niszcząca jest przemoc, także psychiczna, także dla małych dzieci, które są jej świadkami”.

   Niepokoi ukazana w tej książce ogólna nieczułość większości społeczeństwa i sądów, opieszałość tych ostatnich, a także mechanizmy niejako skazujące ofiary przemocy na trwanie w toksycznych związkach. Wstyd, nadzieja na zmianę oprawcy na lepsze, przywiązanie oraz – co najgorsze – wyczerpanie fizyczne i psychiczne, uniemożliwiają podjęcie jakichkolwiek działań. Ofiary popadają w tzw. wyuczoną bezradność. Kiedy tracą wpływ na to, co ich spotyka, stają się bierni i apatyczni. Jednocześnie chwytają się tego, co w ich sytuacjach dobre i starają się ignorować to, co złe.

   Przemoc w rodzinie to zjawisko skomplikowane i złożone. Chciałoby się kolokwialnie stwierdzić, że tak skomplikowane i złożone, że włosy stają dęba. Wbił mnie w recenzenckie krzesło tekst pt. Jestem szarym kamieniem o farmaceucie Łukaszu, który związał się z Sylwią, prawniczką w renomowanej kancelarii adwokackiej, dręczoną psychicznie i bitą przez ojca alkoholika w dzieciństwie. Mimo że Kiciu i Mysia, jak czule siebie nazywali bohaterowie, nie grają żadnych ról u Hitchcocka, ich doświadczenia „godne są” niejednego dzieła tego mistrza thrillerów. Jak wulgarna, zaborcza, agresywna i wyrachowana może być tzw. kobieta po przejściach, jak może katować mężczyznę, który oddaje jej wszystko, jak niezadowolona z każdego detalu według własnego widzimisię, proszę sobie dopowiedzieć albo przeczytać oryginał Hołuba. Ten tekst wstrząsa. A później proszę zamienić obie płcie rolami w taki sposób, że to mężczyzna jest oprawcą niszczącym kobietę; albo wyobrazić sobie kobietę, która maltretuje dziecko, albo stosunki kazirodcze w każdej możliwej konfiguracji. Autor przytacza historie na każdą możliwą konfigurację i każda z tych historii zapiera dech w piersiach. Przy czym – jak czytamy – częściej „facet bije, a kobieta manipuluje” (s. 137).

   Hołub opisuje wyrafinowane metody przemocy fizycznej, psychicznej, ekonomicznej i seksualnej, a także metody kamuflażu sprawców i ofiar; oddaje głos osobom doświadczającym przemocy; pyta psycholożki, terapeutki, specjalistów i specjalistki od przemocy domowej, zawodowo wspierających pokrzywdzone i pokrzywdzonych; uczestniczy w spotkaniach anonimowej grupy przemocowców; stara się zrozumieć skomplikowane mechanizmy, które można sprowadzić do jednego prostego pytania: „Dlaczego ludzie, którzy twierdzą, że kochają innego człowieka, znęcają się nad nim?” Rozdział pt. Jesteś już po drugiej stronie zbiera relacje trzech kobiet, które uciekały od swoich katów, często narażając się na utratę zdrowia i życia. Uzmysławia determinację ofiar, często jest to ostatni dzwonek przed próbami samobójczymi. Wszystkie zebrane historie ukazują, że wychodzenie z patologicznego związku to indywidualny proces, trwający proporcjonalnie długo do czasu tkwienia w przemocy. Przemoc jest dziedziczna.

   Rozdział Ślady o molestowaniach seksualnych przypomniał mi osobistą historię. Pamiętam, że kiedy byłem uczniem pierwszych klas podstawówki, w okolicy, w której mieszkałem, miał „grasować” ekshibicjonista. Nigdy go co prawda nie spotkałem. Ale rodzice wcześniej mnie uwrażliwili, jak powinienem się zachować, jeśli go spotkam. Dostałem także gwizdek, którym miałem wzywać pomocy i zwracać uwagę przechodniów, a także wystraszyć dręczyciela. Przy tej okazji zwrócili mi uwagę na inne możliwe zdarzenia na tle zboczeń seksualnych. Gdyby ktoś usiłował mnie skrzywdzić, powinienem od razu szukać najbliższej pomocy, „kopać w krocze” oraz niezwłocznie im o tym powiedzieć. Pamiętam, jak ojciec uczył mnie „chwytów” i boksowania. Nigdy nie musiałem ich stosować. Miałem szczęście. Ale ilu takiego szczęścia nie miało...

   „Ta książka pożarła kawał mojej duszy, po jej napisaniu długo dochodziłem do siebie”, przyznaje przede mną Hołub. Dowiedziałem się, że „po wydaniu książki jeszcze nigdy wcześniej nie dostawał tylu maili i wiadomości od czytelniczek i czytelników, w tym od znajomych, które i którzy sami doświadczyli, w różnej formie, piekła przemocy domowej”. Jak mi zdradził, Hołub nigdy by „nie przypuszczał, że coś takiego mogło spotkać także ich”. Zdał „sobie sprawę, jak złudne jest myślenie, że żaden z przyjaciół i znajomych nie doświadcza przemocy lub nie krzywdzi innych”.

   Jeszcze przez długi czas Hołub unikał później zaglądania do notatek i materiałów (akt sądowych, zdjęć, nagrań), które zgromadził w czasie pracy. Nie chciał czytać artykułów o przemocy domowej. Napisana z wyczuciem i olbrzymią ilością empatii książka Beze mnie jesteś nikim otwiera oczy na przemocowe zło zagnieżdżone w polskich domach. Powinna stać się lekturą obowiązkową. W nadziei, że nie zeżre ona duszy czytelników i czytelników – polecam!



wtorek, 23 listopada 2021

Nie mieści się w głowie – „Obwód głowy” Włodzimierza Nowaka wciąż aktualny

   Kiedy sięgnęło się po książkę Włodzimierza Nowaka Obwód głowy i zaczęło ją czytać, trudno odłożyć ją na bok. Wciąga. Wciąga rzeczowym tonem opowieści, prostotą (a przy tym nierzadko głębokością) zdań napisanych przez samo życie, fascynacją dla ludzkich losów – choć trudnych, to prawdziwych. „To książka o sprawach, które nie mieszczą się w głowie”, pisze Nowak w Zapiskach z podróży z »Obwodem głowy«: „I o tym, jak po nich żyć”.

   Z książką tą dotarł przed kilkoma dniami do stolicy Niemiec (także w tym mieście pierwsze z niej czytanie u zachodnich sąsiadów miał przed ponad dwunastoma laty – w Federalnym Ministerstwie Spraw Zagranicznych) na festiwal Polsko-Niemieckie Forum Literackie UNRAST Berlin. Spotkanie z autorem, zatytułowane „Ryzyko ucieczki”, poprowadziłem 18. listopada 2021 r. w Maschinenhaus w Kulturbrauerei przy Knaackstraße 97 (zob. fot. 1).

   Trudno zapomnieć te paręnaście losów ludzkich wpisanych w polsko-niemiecką historię pogranicza. Losy protagonistek i protagonistów Nowaka są tak indywidualne i specyficzne, jak indywidualna i specyficzna może być historia jednostki. Ich generalizujący paradoks polega na tym, że podobne doświadczenia – wyrosłe na kanwie drugiej wojny światowej, ucieczek i wypędzeń, zimnej wojny i upadku muru berlińskiego – spotkały wiele tysięcy ludzi.

fot. 1: od lewej: prowadzący Arkadiusz Łuba i reporter Włodzimierz Nowak podczas spotkania pt. „Ryzyko ucieczki” w ramach festiwalu Polsko-Niemieckie Forum Literackie UNRAST Berlin, 18.11.2021 r.

   
„[...] Pytam, czy wiedzieli, że za nielegalne przekraczanie granic grozi areszt?
— Myślałem, że wszyscy zdają sobie sprawę, jaka jest sytuacja w Afganistanie, i że będą nam pomagać, a nie aresztować.
— A jeśli Polacy was deportują?
— Talibowie nas zabiją. [...]
Zdaniem pograniczników Polska jest jak rybacka sieć. Ryba wpływa wschodnią granicą prawie bez żadnych ograniczeń, przemierza cały kraj i dopiero na granicy zachodniej łapią ją Polacy albo Niemcy. [...] Major Jerzy Olszowski z wydziału ochrony granicy z Krosna Odrzańskiego uważa, że nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć granicy zachodniej w stu procentach. — Nie można przecież wrócić do zasieków i drutów pod napięciem ani do trzepania samochodów od kół po dach, jak bywało po wojnie. Dziś tylko na przejściach Lubuskiego Oddziału Straży Granicznej odprawiamy rocznie czterdzieści milionów samochodów!” (s. 209, 213)

   Cytowany powyżej fragment reportażu Przejdziem Nysę, przejdziem Odrę pochodzi z roku 1998 (książka jest zbiorem tekstów, które ukazały się w „Magazynie Gazety Wyborczej” i „Dużym Formacie” w latach 1997–2006; pierwsze wydanie książkowe ukazało się w 2007 r. w Wydawnictwie Czarne). Polska wstąpiła do Unii Europejskiej w roku 2004. Granice Wspólnoty nieco się od tej pory poprzesuwały. Ale to, co jest tematem reportażu – ludzkie migracje w poszukiwaniu lepszego (i bezpieczniejszego!) miejsca do życia, szmuglowanie uciekinierów przez granice – nadal pozostaje aktualne, jakby czytało się dzisiejsze wiadomości. Nadal jest to wschodnia granica Unii i nadal aktualny problem.

   Dobra literatura jest ponadczasowa. Dobra literatura jest uniwersalna. Na moje pytanie, na jak to jest z dobrym reportażem i czy także on potrafi być ponadczasowy, Nowak odpowiedział: „Prawdę mówiąc, zwątpiłem w swój reportaż, w ogóle do niego nie wracałem; w tej sytuacji, która teraz jest, wydał mi się bardzo odległy, nieaktualny i w ogóle nie na temat. Mamy gdzie indziej granice Schengen, mamy zupełnie innych graczy. Tak mi się wydawało, dopóki Pan nie zmusił mnie do ponownego przeczytania tego tekstu. Przeczytałem go i stwierdziłem, że właściwie nic się nie zmieniło. Nie chcę powiedzieć, że to świadczy o sile reportażu, tylko że nasze różne stereotypy i zachowania bardzo wolno się zmieniają. Tak samo jak wtedy, ciągle nie rozumiemy tego, co się dzieje w dalekich krajach, dlaczego ludzie uciekają do Europy.”

   Ryzyko ucieczki (widziane także metaforycznie) to temat odwieczny. Jak nas zmienia? Co z nami robi? Czego wymaga? Jakie są takiej ucieczki konsekwencje? – Kilka z nich uwidacznia w swojej dosłowności już powyżej przytoczony krótki fragment – utrata zdrowia, aresztowanie, rozprawa sądowa, deportacje, śmierć. W  podróży za (prze)życiem pokojem, marzeniami, szczęściem uciekinierzy stawiają wszystko na jedną kartę. Reporter mierzy się z tematami egzystencjalnymi. Empatia pomaga w ich rozumieniu.

   Banalne wydaje się dzisiaj stwierdzenie, że opowiadanie poruszających losów ludzkich mogłoby zmienić świat, gdyby wzbudziła w odbiorcach nuty empatii, uwrażliwiła ich na krzywdę innych. Historia pokazuje, że władcy tego świata takich reportaży nie czytają i są nieczuli. Smutne obserwacje pokazują, że także ludzkość w większości niewiele się z tych historii nauczyła. Jak prosto tą ludzkością manipulować, jak łatwo pokazywać jej wystylizowanego na groźnego Innego, który natychmiast staje się intruzem i wrogiem.

   Tytułu użyczył książce pomieszczony w niej reportaż z roku 2000 – o Alodii, dziewczynce, której ojciec (znakomity polski medyk, działający w podziemiu; wynalazca „środków chemicznych do niszczenia silników wroga, specjalnych gwoździ do przebijania opon i małych bomb termicznych z kilkudniowym zapłonem, a także specyfiku niszczącego nerki, śledzionę albo zatrzymującego akcję serca”) został zamordowany przez Gestapo, jej matka wywieziona do Auschwitz, a ona sama trafiła do programu czystości rasy, z uwagi na jej – według projektanta programu Heinricha Himmlera – „znakomite geny”, „właściwy” obwód głowy, rozstaw oczu, kształt nosa, z przeznaczeniem na zgermanizowany „inkubator” potencjalnych przywódców Niemiec. Z suchych reportażowych faktów wyłania się tragiczna historia dziecka o dwóch matkach (biologicznej polskiej i „z przydziału” niemieckiej), wielokrotnie przestawiającą swoją językową mentalność, pamięć, otoczenie. Obraz, a wraz z nim wymiar uczuć, wyłaniają się w tym tekście stopniowo niczym puzzle. Zdanie „Jak długo była pani u tej Niemki?” jest sercem tego reportażu, który od tego momentu przyśpiesza, tudzież wchodzi w zakręt uczuć. I uczy za Hamletem mówiącym do Horacja, że „więcej jest rzeczy w niebie i na ziemi, niż się wydaje naszym filozofom”. Sam autor reportażu był zaskoczony odpowiedzią („Brzydko pan mówi. Więcej szacunku. To moja Mutti.”) i zbity z tropu: „Jakbym dostał po łapach od prawdziwej historii”, przyznawał: „Miałem dużo szczęścia, że zadałem to pytanie i że Alodia tak szczerze mi odpaliła”, powiedział podczas spotkania w Berlinie: „Właściwie od tego zdania zaczął się reportaż. Do tego momentu słuchałem w zasadzie kolejnej opowieści o germanizacji polskich dzieci, o czym już wszystko wiedziałem. Oczywistość zabija reportaż i opowieść. Zakręt, o którym pan mówi, spowodował, że wszystko się zmieniło. Nagle moja bohaterka była wyjątkowym człowiekiem na świecie, bo miała dwie matki”.

   Co udaje się reportażom wypracować, zmienić, polepszyć? Co napędza ludzkie dobro i ludzką nienawiść? Jakie mechanizmy wpływają na życie jednostki i jak sobie z nimi radzić? – To wciąż aktualne pytania. Obwód głowy ułatwia ich zadawanie, zachęca do dyskusji, wzbudza emocje, uczy tych, którzy chcą się uczyć.

sobota, 2 października 2021

Wynik pozytywny: wspólny komiks Wojciecha Stefańca i Rafała Szłapy o Europie walczącej z Covidem

   Czytać komiksy (książki) na ekranie komputera w PDFie to jakby oglądać operę na laptopie. Wszak po co idzie się do opery? Po co ten cały rytuał? – dla zmysłów i dla zmysłowości przedstawienia (wszak nie dla zasypiających kołtunów). Tak i ja muszę się przyznać, że niechętnie czytam książki – a komiksy z całą ich obrazową zmysłowością – na ekranie komputera, nawet jeśli zostanę o to poproszony. Tak było i w przypadku Paneuropa vs Covid-19, który jest trzecim komiksem w serii z Paneuropą. A poprosił mnie szef Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego, które koordynuje projekt. Ale czytać komiks w PDFie, o Covidzie, który między innymi przyczynił się do tego, że sporo przedsięwzięć analogowych jak koncerty, teatr, kino, wystawy przeniosło się do internetu i przez to na ekran komputera?!... Nie jestem masochistą.

   Do lektury przekonały mnie malarskie pociągnięcia pędzla w kadrach Wojciecha Stefańca, a także klarowna, czysta kreska Rafała Szłapy, bo oto tych dwóch artystów podjęło się stworzenia komiksu do scenariusza Tobiasza Piątkowskiego. Kto by pomyślał, że te dwa tak odmienne od siebie – także w sposobie kreacji (Stefaniec maluje najpierw każdy kadr na arkuszu formatu a3, skanuje je i składa w plansze, Szłapa pracuje cyfrowo od początku) – style będą się tak dobrze uzupełniać i współgrać.

   O pierwszym komiksie serii – Paneuropa vs. Pandemonium (scen. Grzegorz Janusz, rys. Tomasz Piorunowski, 2019) – udało mi się porozmawiać z Piotrem Świtalskim z Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce, wydawcą komiksu, podczas jego premiery na jubileuszowym 30. Międzynarodowym Festiwalu Komiksów i Gier w Łodzi – po niemiecku, na potrzeby niemieckojęzycznej redakcji radiowej, z którą współpracuję. Komiks pokazywał, że tylko pod zjednoczoną flagą, wspólnie, można uporać się z zagrożeniami spadającymi na Europę, jak brak jednego wspólnego głosu, solidarności, a także jak hasła populistyczne. 
Była to historia wspólnej walki o ochronę dziedzictwa kulturowego Europy. Monolit-wróg [pod postacią metalowej dłoni z okiem pośrodku – nawiązanie do Bladego Potwora mającego takie własnie dłonie, granego przez Douga Jonesa w Labiryncie fauna (reż. Guillermo del Toro, 2006), por. poniżej] łaknął wtedy bezmyślnej uniformizacji i przemiany Europejczyków w bezwolne pionki, odrzucał dewizę „in varietate concordia” (łac. zjednoczona w różnorodności); który nie rozumiał, że „Europa, w ciągu ponad półwiecza stworzyła sojusz narodów zdolny do skutecznej obrony swoich obywateli i wartości”, pisał we wstępie do pierwszego tomu Marek Prawda, ówczesny Dyrektor Przedstawicielstwa. Do walki stanęli m.in. Pan Twardowski, Syrena, Atena, Bazyliszek, Golem, Romulus i Remus, bohaterowie bajek, legend i mitów ze środka Europy.

Monolit w komiksie Paneuropa vs Pandemonium Grzegorza Janusza (T) i Tomasza Piorunowskiego (R), s. 32, © Unia, Europejska, 2019 i dłoń Bladego Potwora w Labiryncie fauna Guillermo del Toro, 2006

   Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce świadomie sięgnęło po medium komiksowe, które stanowi „jeden z filarów współczesnej komunikacji, a wielu wybitnych twórców podniosło sztukę komiksu do rangi istotnego elementu współczesnej kultury europejskiej i polskiej”, jak pisał Prawda. Medium to także masowo, a przez to skutecznie, było (i jest!; drastycznie zmniejszyły się tylko nakłady) wykorzystywane w celach propagandowych, jak między innymi budowanie mitu, iluzji i – wiary w to, co się opowiada; budowanie i utrwalanie stereotypów, programowanie myślenia odbiorcy zgodnego z życzeniem nadawcy. Według Piotra Świtalskiego Przedstawicielstwo próbuje przedstawiać swoje pomysły i przesłania dotyczące zjednoczonej Europy nowym odbiorcom. „Odbiorcy, których do tej pory nie za dobrze znaliśmy, albo raczej, którzy nas nie znali – to czytelnicy komiksów”, mówił mi w wywiadzie: „Wspólnie z twórcami komiksowymi wpadliśmy na pomysł, by stworzyć komiks poruszający temat Unii Europejskiej”. Świtalski widzi Europę jako remedium opierające się zagrożeniom zarówno w historii komiksowej jak i w realnym świecie, kiedy musi stawić czoła różnym kryzysom. Brexit, fale uchodźców czy w końcu pandemia Covida (temat najnowszego tomu, o czym za chwilę) mogą ujawniać wewnętrzne skłócenie kontynentu, ale także jego siłę, kiedy wspólnie te kryzysy przezwycięża.

fragment komiksu Paneuropa vs Covid-19 Tobiasza Piątkowskiego (T), Wojciecha Stefańca i Rafała Szłapy (R), s. 5-6, © Unia, Europejska, 2021

   Tak więc w trzecim tomie serii o Paneuropie legendarni bohaterowie mierzą się z wrogiem chcącym wykorzystać pandemię Covid-19 do skłócenia Europejczyków. Pan Twardowski wspierany przez nieustraszoną Atenę, Bazyliszka, poliglotę Hieronimusa i alchemika Sędziwoja, ruszają w kolejną misję. Na swojej drodze spotykają lekarzy, naukowców i „zwykłych” Europejczyków, aby w końcu zmierzyć się z wrogiem – z antyczną boginią niezgody, chaosu i nieporządku Eris i jej dziećmi.

fragment komiksu Paneuropa vs Covid-19 Tobiasza Piątkowskiego (T), Wojciecha Stefańca i Rafała Szłapy (R), s. 12, © Unia, Europejska, 2021

   Ta wartko poprowadzona i znakomicie narysowana narracja ma jeden podstawowy słaby punkt: W walce z pandemią nie pomogą mityczne stwory, bogowie Olimpu i magia. Wirusa i ludzkiej pychy nie da wykorzenić się czarami, kolorowymi obrazkami i eliksirami (przygotowanego nawet przez samego mistrza Twardowskiego). Pandemia pokazała, jak kruche jest ludzkie życie, jak łatwo manipulować masami i jak każde ogniwo naszego ziemskiego życia jest ze sobą powiązane i współzależne. Chciałbym widzieć ten komiks nie jako kolejną reklamę Unii Europejskiej i stawianie jej w dobrym świetle (von der Leyen nie jest wszak Ateną; ucichło jakoś o skandalach maseczkowych i szczepionkowych; za mało się mówi o słabościach rządów i nas samych doprowadzających do przedwczesnej śmierci wielu obywateli i o tym, że są na ziemi kraje i kontynenty, w których szczepienie rozpoczęło się dopiero całkiem niedawno, kiedy Europa mogła już trochę odetchnąć; o głębokim zadłużeniu i długoterminowych skutkach pandemii dla następnych pokoleń; itd. itp. żeby skupić się tylko na tym, co dotyczy pandemii Covida, będącej tematem komiksu, i pomijając choćby opieszałość Komisji w reagowaniu na to, co dzieje się na granicy Polski z Białorusią, jakby odsyłanie uchodźców było Unii Europejskiej na rękę), ale jako komiks, który daje nieco otuchy i nadziei na szczęśliwe zakończenie, to w rzeczywistości. Najważniejsze, by nie tracić z oczu zagrożenia i pozostać krytycznym. Słusznie zauważa Eris: „Im dłużej trwa pandemia, tym łatwiej rozhuśtać emocje” (s. 18-19)...

fragment komiksu Paneuropa vs Covid-19 Tobiasza Piątkowskiego (T), Wojciecha Stefańca i Rafała Szłapy (R), s. 14, © Unia, Europejska, 2021

   Komiks ma swoją premierę na trwającym właśnie 32. Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Jest dostępny za darmo w polskiej i angielskiej wersji językowej, z okładką główną i czterema innymi, nawiązującymi do miast partnerskich – Darłowa, Katowic, Wrocławia i Łodzi – i, co najważniejsze, na niekredowym, matowym papierze, na którym nie pozostają odciski palców.

fragment komiksu Paneuropa vs Covid-19 Tobiasza Piątkowskiego (T), Wojciecha Stefańca i Rafała Szłapy (R), s. 21, © Unia, Europejska, 2021


piątek, 1 października 2021

Między „Blondie“ a „Peanuts“ – „Mafalda“ po polsku

   Przed rokiem zmarł twórca Mafaldy – argentyński rysownik komiksów Joaquín Salvador Lavado, większości znany jako Quino. Miał 88 lat.
   Były wydawca artysty Daniel Divinsky napisał na Twitterze: „Quino zmarł. Wszyscy dobrzy ludzie w kraju i na świecie będą go opłakiwać. Wiceprezydent Argentyny i była głowa państwa Cristina Fernández de Kirchner powiedziała, że ​​mając na uwadze dyktaturę w Argentynie w latach 70. i 80., Quino mówił rzeczy, których nie powinno się mówić. „Z wielką siłą rzucił społeczeństwu wyzwanie”. Podczas dyktatury narysował sześcioletniego działaczkę na rzecz praw człowieka o imieniu Mafalda, która po raz pierwszy ukazała się drukiem w 1964 roku. Na stronie internetowej Quino jest opisana jako „ciekawa, inteligentna, ironiczna, nonkonformistyczna dziewczynka”, która „zajmuje się pokojem i prawami człowieka, nienawidzi zup i kocha Beatlesów”. W wywiadzie z 2000 roku Quino powiedział: „Nie sądzę, aby moje rysunki były z rodzaju tych, z których ludzie się śmieją. Mam większą tendencję do używania noża sekcyjnego niż  do łaskotania”. „Nie zawracam sobie głowy humorem; on po prostu wychodzi ze mnie. Chciałbym być zabawniejszy, ale z wiekiem stajesz się mniej zabawny i bardziej przenikliwy”, mawiał. Quino był „twórcą niezapomnianej Mafaldy i jednym z najbardziej międzynarodowych rysowników w języku hiszpańskim” – wspomina Królewska Hiszpańska Akademia z siedzibą w Madrycie. „Jego precyzyjne komentarze dotarły na obie strony Atlantyku dzięki rysunkom i charakterystycznemu humorowi”.
 
il. 1.: Quino w karykaturze Miguela Repa. W: Toda Mafalda. Ediciones de la flor. Buenos Aires 1997, s. 28.

   Na polski przekład Mafalda musiała czekać aż 56 lat od swojego argentyńskiego debiutu. Wszystkie komiksy. Tom 1 i 2 o z przygodami tytułowej bohaterki i jej przyjaciół ukazały się w warszawskim wydawnictwie Nasza Księgarnia w przekładzie Filipa Łobodzińskiego.

   Na początku ta dziewczynka o okrągłej twarzy i z dużą czerwoną wstążką w jej ciemnych włosach miała ukazać się w komiksie reklamującym artykuły gospodarstwa domowego marki „Mansfield“. „Poproszono mnie o komiks, który nie będzie ani jak Blondie, ani jak Peanuts, ale dokładnie pomiędzy“, wspomina rysownik Quino (własc.: Joaquín Salvador Lavado). Stworzył Mafaldę, której pierwsze trzy epizody ukazały się w „Leoplánie“ i które tak przypadły masom do gustu, że 29. września 1964 przejął je tygodnik „Primera Plana“ jako regularny pasek. Do 1973 roku rysunki te miały swoje stałe miejsce w gazecie codziennej „El Mundo“. A przygotowywana reklama nigdy się nie ukazała. Książki z Mafaldą zostały przetłumaczone na 26 języków, a tylko w samej Argentynie sprzedane w 20 milionach egzemplarzy.
 
il. 2.: Quino: Mafalda. Wszystkie komiksy. Tom 1, s. 120 © Nasza Księgarnia
 
   Zdarzało się już, że Mafalda, jej rodzina i przyjaciele mówili po polsku, więc to tłumaczenie nie jest pierwszą próbą przedstawiania pierwszoklasistki Polakom. Ale to pierwsze wydanie wszystkich pasków komiksowych z przygodami małej argentyńskiej dziewczynki, zebranych w dwóch tomach. Jak to zostało napisane na wstępie, powstałe w latach 1964-1973 działa, zostały przetłumaczone na język polski przez dziennikarza, muzyka i aktora Filipa Łobodzińskiego, który w swoim krótkim wstępie do pierwszego tomu pisze: „Już pierwsza historyjka zdradza nam, że wprawdzie bohaterka jest jeszcze dzieckiem (...), ale świat i jego problemy, zwłaszcza geopolityczne i społeczne, traktuje bardzo poważnie. Znacznie poważniej niż dorośli. Mafalda jest orędowniczką demokracji, sprawiedliwości społecznej i pokoju. Łatwo dostrzega hipokryzję polityków i mediów, domyśla się podskórnych mechanizmów, kóre rządzą światem wbrew temu, co zwykliśmy nazywać prawami człowieka“ (s. 7).

il. 3.: Quino: Mafalda. Wszystkie komiksy. Tom 1, s. 159 © Nasza Księgarnia

   Tytułowa bohaterka ma dopiero sześć lat i pochodzi z typowej mieszczańskiej rodziny. Ale w tej ładnej, serdecznej dziewczynce jest coś więcej, niż mogłoby się wydawać. Ponieważ Mafalda uważnie obserwuje politykę narodową i międzynarodową, jej myśli i działania skierowane są przeciwko niesprawiedliwości, agresywności ludzi, broni nuklearnej, wojnie, rasizmowi, imperialistycznym ugodom; a czasem tylko przeciwko zupie, którą zawsze musi jeść na obiad. „Zatrzymajcie świat, chcę wysiąść“ – to jedno z najbardziej znanych powiedzonek Mafalday. „Najgorszew rodzinach jest to, że każdy chce byc ojcem“ – brzmi inne. Jej pasją są Beatlesi, pokój, prawa człowieka i demokracja, jej rodzina: matka, ojciec i brat Guille. Komentarze i działania Mafaldy odzwierciedlają problemy społeczne i polityczne lat sześćdziesiątych. Podczas dyktatury wojskowej 1976-1983 komiks „prawdopodobnie dlatego nie został zakazany, ponieważ był zbyt popularny, a cenzura była bardziej pośrednia, np. poprzez aresztowania wydawców”, uważa argentyńska badaczka Isabella Cosse, autorka książki Mafalda: A Social andPolitical History of Latin America‘s Global Comic (Duke University Press 2019).
 
   Mafalda walczy „przede wszystkim przeciw ludzkiej głupocie“, powiedział kiedyś jej twórca. Ma wielu przyjaciół, w których odbijają się różne cechy charakteru typowe dla tamtego czasu, jak np. wstydliwy, romantyczny i wysoce inteligentny Felipe, który ponad wszystko uwielbia komiksy przygodowe, a ich bohaterów jak Zorro czy The Lone Ranger darzy wyjątkowym szacunkiem, gdyż sam chętnie byłby taki jak oni. Manolito Goreiro jest za to brutalnym, ambitnym materialistą, który chciałby posiadać sieć supermarketów, i dla którego Rockefeller jest największym idolem. Nienawidzi hippisów, Beatlesów i plotek Susanity Clotilde Chirusi, która swoją przyszłość wyobraża sobie tylko u boku bogatego męża, z gromadką dzieci. Jest ona zwierciadłem typowej burżuazyjnej rodziny imigrantów, w której kultywowane są uprzedzenia wobec biedy i czarnych. Miguelito Pitti postrzega siebie jako centrum świata; jest marzycielem, ale bardziej pewnym siebie i samolubnym niż Felipe. I wreszcie Libertad, wysoce intelektualna i kreatywna dziewczyna, szczególnym ceniąca kulturę i rewolucję.

il. 4.: Quino: Mafalda. Wszystkie komiksy. Tom 1, s. 250, 260 © Nasza Księgarnia

   Efektywny w swojej prostocie styl rysunków funkcjonuje znakomicie w połączeniu z  filozoficzno-krytycznymi komentarzami w dymkach. Quino sprawdza się w swoich paskach jako przenikliwy obserwator związków międzyludzkich, posiadający znakomite wyczucie komizmu i tragizmu, prześwietlający ludzkie dusze i demaskujący utarte zachowania. To zapewne z tych powodów stała się Mafalda najpopularniejszym paskiem komiksowym hiszpańskiego i portugalskiego obszaru językowego. Ostatni pasek ukazał się w roku 1973.

   Zadziwiające, że te rysunki sprzed dziesięcioleci „nadal pasują do aktualnych problemów“, powiedział rysownik w 2014 z okazji 50. urodzin Mafaldy. Pozostaje ona fenomenem swoistym socjalnym fenomenem, powiedziała Isabella Cosse Instytutowi Iberoamerykańskiemu Pruskiego Dziedzictwa Kulturowego: „Jest to ikona, która może być używana i adaptowana przez wiele różnych kolektywów i działaczy jako rodzaj sztandaru do wyrażania własnej tożsamości o bardzo różnych cechach. Działacze na rzecz praw kobiet w Argentynie podobnie jak demonstranci w Chile i Brazylii prowadzą Mafaldę ulicami. Postać z komiksu (...) ma ponad sześć milionów obserwujących na Facebooku, rozsianych po całym świecie. Wielu z nich wyobraża sobie: jacy byliby Mafalda i jej przyjaciele, gdyby byli dorośli? Różne odpowiedzi na to pytanie odzwierciedlają różne percepcje. Mówią też wiele o rozłamach między klasą średnią, klasą robotniczą i antyestabliszmentem”.

il. 5.: Quino: Mafalda. Wszystkie komiksy. Tom 1, s. 136 © Nasza Księgarnia

   Mimo że Mafalda powołana została do życia ponad pół wieku temu, jej feministyczna postawa i krytyczne podejście do rzeczywistości sprawiają, że objawia się dzisiaj jako osoba na wskroś nowoczesna. I nadal – niestety – pozostaje całkiem aktualna. Powinna być zatem czytana. Teraz także po polsku.

poniedziałek, 27 września 2021

Zbliżyć się do drugiego człowieka – „Nie ma” Mariusza Szczygła

   Nie pamiętam, której książki reporterskiej zapragnąłem na własność tak mocno jak Nie ma Mariusza Szczygła. Przecież prawdziwe – choć czasem wręcz niewiarygodne – historie ludzkie z reguły chwytają za serce, nic niezwykłego w tym, że reportaże z reguły poruszają w nas struny człowieczeństwa, wywołują najróżniejsze emocje. Utożsamiamy się z bohaterami, ba! stajemy się nimi na ten czas lektury. To banał. A jednak!
 
   Prowadziłem spotkanie z autorem w Berlinie. Zastanawiające, że jeśli prześledzić historię reportażu w Niemczech, to kobiety pisały bardziej o najbliższym otoczeniu, za to konkretnie, blisko swoich bohaterów, dostępnie, społecznie; mężczyźni w sposób uduchowiony i bardziej rozmyty, choć intelektualnie i analitycznie (żeby nie powiedzieć pozytywistycznie) i były to raczej czysto zastane relacje. Płeć piszącego Szczygła nie gra roli. Ważniejsza jest jego wizja reporterska – zbliżyć się do drugiego człowieka. Autor przyznaje w jednym z tekstów, że jest „reporterem, który majstruje przy ludzkiej duszy”. Dodam: Szczególnie przy duszy odbiorców jego twórczości.
 
   I tak najbardziej wzruszyły mnie dwa reportaże: Notatki z rozmowy przy lemoniadzie i Rzeczy po prostu się dzieją. A najbardziej mnie poruszył reportaż o nauczycielce, która przez trzy lata tak katowała trzylatka, w wyniku czego ten w wieku lat sześciu zmarł. Została skazana, odsiedziała wyrok, wyrok został – jak to się fachowo mówi – zamazany, a pani wróciła do szkoły. Za ten reportaż Szczygieł zdobył w 2013 r. tytuł dziennikarza roku. I to chyba jedyny reportaż, którego nie czytał powtórnie w korekcie. A mnie natchnął do odnalezienia i zapoznania się z najpierwszymi doniesieniami o nauczycielce-kacie (ich autorką jest Barbara Siedler z tekstami: Gdybyśmy krzyczeli, „Życie Literackie” 1981, nr 13 i Metody wychowawcze, „Życie Literackie” 1982, nr 7).

autor bloga i Mariusz Szczygieł podczas spotkania autorskiego w Berlinie, 2020, © Arkadiusz Łuba

   Bez opowiadania literatura nie istnieje. „Podstawą humanistyki jest opowieść”, pisała Maria Janion w Niesamowitej Słowiańszczyźnie: „Nie wystarczy coś zobaczyć, przeżyć lub nawet pojąć. Trzeba jeszcze umieć to opowiedzieć. Opowieść, artystyczna w zamiarze lub nieartystyczna, dąży do formy – czy tego chce, czy nie chce. Jeśli nie dąży do formy, staje się niezrozumiała. Istnieje kilka podstawowych rodzajów narracyjnych. (...) Towarzyszy im „namiętność poznania”, uznawana za istotę europejskiej duchowości. Opowieść, również opowieść humanistyki, jest sposobem orientacji w świecie. Energia opowieści to energia wrażliwości na Innego, na tego, któremu się opowiada i którego się słucha, tworząc krąg zrozumienia i współczucia, będącego szczególną formą rozumienia” (s. 9-10). Mimo że fragment nie dotyczy Nie ma, trudno o bardziej pasującą laurkę dla tej właśnie książki.
 
   W 2019 roku to właśnie zbiór reportaży pt. Nie ma – nazwany przez przewodniczącego jury „rozsypanym archiwum istnienia” – uhonorowany został najważniejszą polską nagrodą literacką – „Nike” m.in. za „wyraźną autorską sygnaturę”, za „wypracowaną literackość” oraz za „osobisty, medytacyjny albo zgoła liryczny ton”. Trudno się z tym werdyktem nie zgodzić.
 
Arkadiusz Łuba
 
Mariusz Szczygieł, Nie ma, Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2018.

poniedziałek, 31 maja 2021

„Komiks o Tadeuszu Mazowieckim“

   Pierwszy niekomunistyczny premier po transformacji politycznej w Polsce jest bohaterem – nietrudno zgadnąć po tytule – Komiksu o Tadeuszu Mazowieckim. Książkę wydał Dom Spotkań z Historią dzięki Nagrodzie Prezydenta m.st. Warszawy dla osób młodych działających na rzecz społeczeństwa obywatelskiego im. Tadeusza Mazowieckiego. Wyróżnieniem tym Prezydent Miasta Warszawy, Rafał Trzaskowski, pragnie „uhonorować osoby, które działają na rzecz miasta i pozostawiają swój wkład w rozwój społeczności lokalnej i poszanowanie praw człowieka“, jak czytamy we wstępie do publikacji. Trzaskowski ma nadzieję, że czytelnicy „tej wyjątkowej publikacji znajdą w historii Mazowieckiego inspirację”. Inspirację zostania ludźmi, którzy – jak patron nagrody – o będą „zatroskani o obywateli, skromni, wyważeni, a jednocześnie konsekwentni” i że „będą motywacją do podejmowania wysiłku wprowadzania zmian w swoim otoczeniu”.
   Odkąd ukazały się trylogia Umowa z Bogiem Will‘ego Eisnera i Maus Arta Spiegelmana, nie ma chyba tematu czy zagadnienia, którymi nie mógłby się zająć komiks. Komiksowa biografia Mazowieckiego, nawet jeśli jej bohater z pewnością był wyjątkowym człowiekiem „z krwi i kości, w społecznych i prywatnych odsłonach biografii: jako nieprzeciętny intelektualista, strateg, redaktor, zaangażowany społecznik, osoba wrażliwa i czuła na sprawy innych, troskliwy i kochający ojciec, partner i dziadek”, nie jest niczym szczególnym. Wiele komiksów ma (auto)biograficzne tło. O tym, czy komiks jest szczególny, decydują scenariusz i to, jak został narysowany.
il. 1: fragment komiksu autorstwa © Aleksandra Piekarz. W: Komiks o Tadeuszu Mazowieckim, S. 24

   Siedem rozdziałów stworzonych zostało przez siedmioro debiutujących adeptów sztuki, wstępujących do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i Krakowie. Są to Milena Bujnowska, Mikołaj Kiziniewicz, Aleksandra Piekarz, Jan Piwowarczyk, Maria Słabek, Kacper Woźny i Emilia Zaczek, którzy tworzyli pod okiem malarza i grafika Rafała Bujnowskiego (Anna Ziarkowska z Domu Spotkań z Historią napisała scenariusz). Jako wynik tej pracy otrzymaliśmy wielogłosowe i zróżnicowane interpretacje, mierzące się z materią historyczną i plastyczną. Ta książka, jak ją widzą jej autorzy, „jest próbą stworzenia żywej, migotliwej metafory demokracji”, jak pisze Bujnowski.

   Niestety graficzna strona książki jest nierówna. Takiego zarzutu musiał spodziewać się wydawca, kiedy pisał o „zamanifestowaniu swojej indywidualności”. „Taka jest przecież nasza młoda demokracja, jest w niej i trochę kiczu i trochę tandety”, dowiedziałem się z Domu Spotkań z Historią: „Jest w niej miejsce na różnorodność”. Największą dojrzałością artystyczną charakteryzują się obrazy Aleksandry Piekarz auf (zob. il. 1). Jej czarno-białe kadry poświęcone są Mazowieckiemu jako redaktorowi, który w 1958 r. powołał do istnienia czasopismo „Więź“. Powołując się na redakcję, ten katolicki miesięcznik społeczno-kulturalny pragnie służyć pojednaniu i wspierać proces pokonywania uprzedzeń i stereotypów: na przykład między Polakami i Niemcami, czy chrześcijanami i żydami. „Więź“ ma swoje zasługi w dialogu polsko-niemieckim, szczególnie w latach siedemdziesiątych. Podobne znaczenie ma także w dialogu polsko-żydowskim.

il. 2: fragment komiksu autorstwa © Mileny Bujnowskiej. W: Komiks o Tadeuszu Mazowieckim, S. 42

   Warta uwagi jest praca Mileny Bujnowskiej (czyżby córka opiekuna artystycznego tomu?), której rozdział jest najdłuższy. W tuszu (zob. il. 2) powstał jej rozdział pt. Tango do wolności – ukazujący drogę do pierwszych wolnych wyborów w Polsce w czerwcu 1989 r. i formowania się rządu, na którego czele stanął we wrześnio 1989 r. Tadeusz Mazowiecki.

   Filmową animację Zbigniewa Rybczyńskiego pt. Tango (zob. wideo 1) przypominają nieco kolaże Marii Słabek (zob. il. 3), które skupiają się na młodych latach Mazowieckiego. Jednak zanim te kolaże osiągną dojrzałość Rybczyńskiego, będą potrzebowały jeszcze czasu i praktyki.

il. 3: fragment komiksu autorstwa © Marii Słabek. W: Komiks o Tadeuszu Mazowieckim, S. 15

   Publikację Komiks o Tadeuszu Mazowieckim będą mogły otrzymać szkoły w ramach zajęć edukacyjnych prowadzonych przez Dom Spotkań z Historią.