poniedziałek, 21 lutego 2022

Mężczyzna w zawierusze czasu – Powieść Szczepana Twardocha „Pokora“ ukazuje się po niemiecku jako „Demut”

   Dwa lata po polskiej premierze w krakowskim Wydawnictwie Literackim 15. lutego 2022 r. ukazała się po niemiecku w Rowohlt Berlin jak dotychczas ostatnia powieść Szczepana Twardocha, po czym pisarz otrzymał Nagrodę im. Kazimierza Kutza za m.in., jak podano, „wybitne pod względem artystycznym, autentyczne i społecznie doniosłe świadectwo pracy nad śląską pamięcią zbiorową”.

   Pokora/Demut opowiada o końcu i nowym porządku świata; o wywrotowym Berlinie z jego okaleczonymi, oszpeconymi i szalonymi; o wstrząsach, które wkrótce ogarną całą Europę. Pośrodku tych wydarzeń znajduje się mężczyzna, usytuowany między emancypacją a zwątpieniem w siebie, i szuka swojej drogi w wybuchowej, wolnej epoce.

   Pokora kończy się jednym prostym zdaniem, wyróżnionym nowym akapitem – „Boję się”. Chciałbym zacząć właśnie od tego zdania. Niemieckie tłumaczenie Olafa Kühla rezygnuje niestety z tego ważnego zabiegu. U niego jest to po prostu ostatnie zdanie w akapicie.

   Główny bohater, Alois Pokora, wiedział przez całe swoje życie, że „nie wolno mu okazać strachu. [...] Wszyscy tak żyli“ (s. 57)Zapytany przeze mnie, czego boi się Szczepan Twardoch, odpowiedział: „Zwykle odpowiadam, że niczego się nie boję, ale to jest oczywiście nieprawda”. O tym, czego się boi, „to boi się mówić”. Nie odpuszczam. Nie po to bowiem autor wkłada w usta swoich bohaterów tak znaczące słowa na końcu powieści, by sam o tym wcześniej nie myślał: „Boję się tego, czego wszyscy się boją, mówiąc o takich ogólnych sprawach”, Twardoch w końcu się otwiera, a może jest znudzony moim nagabywaniem: „Boję się, że będzie wojna na Ukrainie, a wolałbym, żeby nie było. Boję się, że nam się ekonomia zawali i nie będę miał czym dzieci nakarmić. Boję się, że zachoruję i umrę, ale z drugiej strony i tak wszyscy kiedyś umrzemy”. To jest strach, „który wynika z tego, że jest rok 2022; jest taka sytuacja na świecie, jaka jest. Nic specjalnego…“.

   Pokora to nazwisko z wpisanym weń znaczeniem. Bohater jest ciągle upokarzany. Niby ten sam źródłosłów, a jednak »pokora« i »upokorzenie« to zupełnie coś innego.
   Mimo że lokalny ksiądz wysyła chłopca do gimnazjum (a może się go w ten sposób pozbywa), nie jest to historia szczęśliwa. Pomimo ukończenia szkoły, studiowania i uczęszczania do szkoły oficerskiej, Alois jest nieustannie prześladowany, odrzucany i pogardzany. Mimo że lepiej się ubiera i jakoś brnie przez życie (a przecież mógłby je już kilkakrotnie stracić), to i tak nigdzie nie może znaleźć miejsca; miotany tam i z powrotem między traumą wielkiej wojny a rewolucją proletariacką. Z jednej strony historia ta przywodzi na myśl biografię Janoscha, a więc Horsta Eckerta. Z drugiej – pod pewnymi względami – samego Twardocha. Mimo że dobrze się ubiera, jest twarzą z reklam, jest wysportowanym i wyedukowanym młodym mężczyzną, uznanym pisarzem, to jednak jego śląskość ciągle wyrzucają mu tzw. „polscy patrioci”. Co na to autor?

   „Wszystko to, czym jestem i kim jestem, wzięło się z tej mojej przypadkowej etnicznej tożsamości”, opowiada dalej Twardoch: „Oczywiście moja sytuacja egzystencjalna jest drastycznie inna, i była, bo inne są czasy, żyjemy sto lat później. Tutaj być może bardziej to przypomina biografię moich rodziców, którzy są pierwszym pokoleniem, zarówno w rodzinie mojego taty, jak i mojej mamy, które skończyło studia. Bo wcześniej, przed moim tatą i przed moją mamą, byli tak naprawdę tylko górnicy i gospodynie domowe, a wcześniej chłopi pańszczyźniani. No, ale być może nawet tak, ten nieustający i niekończący się kompleks Aloisa Pokory, który go jakoś kieruje; to poczucie nie przynależności nigdzie, ta anomia, która go jakoś napędza, być może jakoś to wynika z moich własnych doświadczeń. A być może nie”.

   Okładkę polskiego wydania z 2020 r. stanowi obraz Georga Grosza Panorama. Precz z Liebknechtem z roku 1919. To niezwykły, wielopoziomowy, energetyzujący obraz. Widzimy okaleczonych i oszpeconych weteranów wielkiej wojny, nikczemnych starych generałów, tłustych kapitalistów, mieszających się z intelektualistami, politykami, prostytutkami i dekadencką bohemą. Artysta, rozczarowany wojną, pokazuje jak dawne porządki, jak Berlin, jak świat się rozpadają. Nie ma w tym obrazie proporcji, bo także sztuka została przez wojnę zburzona. A jednak obraz ten przyciąga. Okazuje się, że Pokora „jest mocno zadłużona w malarstwie tych czasów”, jak opowiada mi pisarz: „I tutaj przede wszystkim właśnie w George’u Groszu, ale też w Otto Dixie. To jest malarstwo, które robi na mnie niezwykłe wrażenie i niezwykle mnie porusza; które jakoś głęboko przeżywam, bo ono jakoś wspaniale ujmuje Zeitgeist tych czasów. Ta powieść opisuje upadek pewnego świata i same początki nowego. Ja bardzo lubię takie momenty historyczne, w których kończy się jedna epoka, zwykle gwałtownie; wtedy ludzie przez jakiś czas, zanim określi się nowa forma świata, znajdują się w jakiejś takiej społecznej otchłani; żyją w świecie, który nie ma swojej zasady, który nie ma swojego archē. Niepewność ludzka w takich czasach jest dla mnie bardzo interesująca; przerażenie jest bardzo interesujące. Ale też wydaje mi się, że wtedy takie momenty w historii, one jakoś pozwalają charakterom ludzkim być bardziej widocznymi“.

   Niemieckie wydanie z okładki Grosza rezygnuje. W miejsce Panoramy... pojawia się Nikolaus Braun z Berlińską scenką uliczną z 1921 roku. Zatrzymane migawki z życia ulicy wmalowuje Braun niczym komiks (a to przecież także ikona literatury popularnej, tyle że odrobinę późniejsza) w oddzielne ramki – udana metafora rozpadniętego, rozciętego, nowoczesnego świata. Niemiecki historyk Eberhard Kolb skomentował onegdaj ten obraz w następujący sposób: „Berlin stał się najbardziej ekscytującym miastem w Europie, gdzie zderzyły się przeciwieństwa i narodziła się ‘nowoczesność’ w technologii i transporcie, teatrze, literaturze i modzie”. I tak nagle wypłynęły kobiety z fryzurami bob i w spodniach, płyty gramofonowe opanowały prywatne mieszkania, charleston i jazz – kluby nocne, do kin trafiły filmy dźwiękowe, miasta wypełniły się ruchem. Ludzie zostali zderzeni z nowymi rzeczami, odurzającymi, wspaniałymi i dzikimi. A wszystko to było spowite gorzkim ubóstwem, cieniem, ciemnością, która już niedługo miała pochłonąć Niemcy i Europę.

   Ale tego Berlina Republiki Weimarskiej nie ma już od ponad stu lat; zniknął wraz ze swoją ludnością i budynkami. Dawna tkanka miasta zniknęła niemalże bezpowrotnie, pozostały tylko kikuty dawnej „rozpasanej” świetności, kolorowego queeru, amalgamatu klas społecznych. Na szczęście dla Twardocha, który nie potrzebował obecnej stolicy Niemiec dla swojej „berlińskiej” powieści. Studiował za to stare mapy i pocztówki. Zanurzał się w dawnych szpaltach gazet: „Prasa berlińska sprzed stu lat była dla mnie najbardziej wdzięcznym polem prowadzenia kwerendy; nawet wdzięczniejszym niż książki historyczne. Bo w gazetach jest wspaniale oddane to, że ludzie naprawdę nie mają pojęcia, co się dzieje wokół nich. Książka napisana pół wieku po wydarzeniach, ona zwykle już opiera się na głębokich badaniach, wtedy już naprawdę wiemy, co się działo. A mnie nie interesuje to, co się naprawdę wydarzyło. Mnie interesuje to, co było widoczne dla ludzi, którzy byli uczestnikami tych zdarzeń. Oni absolutnie nie mieli pojęcia, co się dzieje. No i ja właśnie bardziej szukałem tej niewiedzy ludzi z tamtego okresu, tej takiej mgły i ciemności, w której oni się wszyscy poruszali, szukałem raczej tego zagubienia, a nie jasnych odpowiedzi”.

   Wcześniejsze książki Twardocha zawierały elementy nadnaturalne jak mówiąca ziemia w Drachu czy latający waleń w Królu. W Pokorze już tego nie ma. Na poziomie narracyjnym rolę te przejmuje tajemnicza Agnes – rodzaj tajemniczej boginki, do której wolny od jakiejkolwiek relacji Alois lgnie, gdyż pragnie połączenia z czymś wyższym i większym, ważniejszym od siebie; to jego siła życiowa, ale także ostateczne zatracenie. Powieść Twardocha to praktycznie w całości inwokacja do Agnes, rodzaj monologu relacjonującego życie głównego bohatera, jego myśli i działania. Ich związek odznacza się uległością, poddaństwem, bałwochwalstwem i dominacją. Męskość i związane z nią negatywy jak wojna, przemoc itp. stawiane są pod znakiem zapytania. Męskość w tej książce jest niejako zawieszona między tożsamością, seksualnością, klasowością, rolami społecznymi. Kim ostatecznie jest Alois? Ślązakiem? Niemcem? Polakiem? Bolszewikiem?

Szczepan Twardoch, fot. © Arkadiusz Łuba

   
W Polsce książka zestawiana była ze współczesnością, kiedy to tym wyimaginowanym wrogiem jest od roku ukazania się książki 2020 społeczność LGBTQ, a wszelkie niewygodne fakty związane z polską historią są wypierane i fałszowane.

   Niektóre fragmenty, jak słynne zdanie z utworu hamburskiej kapeli punkowej Slime „Niemcy muszą umrzeć, żebyśmy my mogli żyć” są w stosunku do Niemiec krytyczne i sięgają 1844 roku i krytyki wyrażonej przez Heinricha Heinego w jego wierszu Tkaczki śląskie, które „tkają dla Niemiec całun i wplatają weń trzykrotne przekleństwo – Bogu, królowi i fałszywej ojczyźnie” [moje tłum. – A. Ł.]. Slime odwróciła w swoim utworze linijkę wiersza Heinricha Lerscha Pożegnanie żołnierza: „Niemcy muszą żyć, nawet jeśli my musimy umrzeć“, znajdującej się na pomniku 76. Hamburskiego Pułku Piechoty, postawionego w Hamburgu-Dammtorze w 1936 r. Lersch należał do NSDAP i w październiku 1933 roku podpisał Przyrzeczenie najbardziej lojalnych wyznawców Adolfa Hitlera (podobno jestem pierwszy, „i to wliczając również niemieckich dziennikarzy, którzy nie mają pojęcia, skąd się wzięło to »Deutschland muss sterben, damit wir leben können«”, który „odcyfrował wszystkie kolejne warstwy tej uroczej skądinąd pioseneczki, którą [Twardoch wkłada] w usta umierającego niemieckiego żołnierza”).

   Już „wiele razy niemiecka recepcja [jego] książek zadziwiała” Twardocha, tak że „nie ma pojęcia, jak [Pokora] może być w Niemczech przyjęta”: „Okazuje się, że niemiecka publiczność czyta te książki zupełnie inaczej niż polska; krytycy niemieccy zwracają uwagę na zupełnie coś innego niż polscy. To, co się w Polsce nie podoba, w Niemczech się podoba”. Pisarz zwraca uwagę, że „pewnie jest to także funkcja przekładu”: „Przekład artystyczny literatury na inny język zawsze jest tak naprawdę przełożeniem nie tylko języka, ale także kontekstu. Być może to już są troszkę inne powieści wtedy. Powieść dzieje się wtedy, kiedy jest czytana. No więc skoro czyta to niemiecki czytelnik, po niemiecku, ze swoim bagażem kulturowym, doświadczeń, no to to się jakoś wydarza od nowa“.

   Wypatruję, co nowego przydarzy się Pokorze.