wtorek, 28 marca 2023

Po jakiego grzyba?! – „Fungae” Wojtka Wawszczyka i Tomasza Leśniaka

   Wielki słownik języka polskiego widzi pytanie zawarte w tytule tego wpisu jako „pytanie o celowość tego, o czym mowa”. Podaje także kilka synonimów, które z pewnością nie są obce Czytającym: »po jakie licho«, »po jakiego diabła«, »po jakiego groma«, »po jaką cholerę«, »po kiego czorta«, »po kiego diabła«, »po kiego groma«, »po kiego grzyba«, »po kiego licha«, »po co«.

   Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule i przytoczone doń słownikowe synonimy. Moje pytanie odnosi się do działań głównych bohaterów Fungae. Powtarzane niczym jak mantrę przez ojca, patriarchalną głowę trzyosobowej rodziny, pytanie „Trzeba co? – Trzeba iść. – Żeby co? – Żeby żyć” nie przekonuje mnie. Nie kręciłoby mnie bezsensowne przedzieranie się przez niekończące się grzybnie (bo »fungae« to po łacienie »grzyby«) i chaszcze, liany, pędy i leśny gąszcz. Jeśli ma to być motywacja, to – wczuwając się w jego delikatnego małoletniego syna i udręczoną wędrówką partnerkę – ja wysiadam. Co zresztą zdarza się dość często także dwójce dopiero co wymienionych bohaterów. Zdaje się, że najmłodszy z nich również wątpi w celowość tej nieustającej i niebezpiecznej wędrówki (oczywiście może być ona symbolem życia – także często zawiłej, długotrwałej, niebezpiecznej i męczącej wędrówki; ale życie ma jednak znakomity zbiór momentów napawających szczęściem, witalnością i sensem, nie przeważa w nim strach, zagubienie i niepewność), kiedy pyta „ale dokąd?, po co?, dlaczego?”. Ojciec ma wtedy dla niego kolejną, nic nie wyjaśniającą mantrę: „Zrozumiesz, kiedy dorośniesz” (a Czytający ten tekst dowiedzą się na jego końcu; ale i tak warto doczytać i mimo tego wyruszyć w wędrówkę z Fungae, gdyż ważne jest, w jaki sposób bohaterowie docierają tam, dokąd docierają). Młody (z matką) czekają więc jakiegoś przełomu, wyjaśnienia, oświecenia (o tym ostatnim za chwilę) i posłusznie kroczą za swoim „wodzem”. To jak Beckettowskie czekanie na Godota, który – jak wiadomo – przecież nigdy nie przychodzi.
 
Fragment komiksu Fungae Wojtka Wawszczyka i Tomasza Leśniaka
 
   Komiks zbudowany jest z dwudziestu odsłon (każda z nich kończy się całkowitym ściemnieniem) i poprzedzającego je prologu. Ten ilustruje swoiste stworzenie świata na potrzeby dalszych scen. Widzimy więc, jak z pogmatwanego grzybniowego chaosu wyłania się trójka bohaterów. Przy czym to matka wyciąga swojego syna z grzybni-matni, a nie ktoś wyciąga to dziecko z niej. Dziwny jest więc to poród i po prostu nienaturalny. Ojciec jest motorem w dosłownym tego słowa znaczeniu, mianowicie ciągle tylko pogania „Szybciej”, „Idziemy dalej” itp. Mimo to trudno jest go nazwać dociskiem, czy palcem bożym, choć od palców wszystko się zaczyna – zarówno na okładce, jak i w prologu.
 
Fragment komiksu Fungae Wojtka Wawszczyka i Tomasza Leśniaka
 
   Las, od którego Fungae nie tylko się zaczyna, ale także w którym trwa, jest symbolem ziemi, nieświadomości, ciemności; las daje kryjówkę i schronienie, jest miejscem ucieczki od ludzi, stanowi pustelnię, gdzie można skupić się duchowo, medytować. Las to także siedziba istot nadprzyrodzonych i (mrocznych) tajemnic. W lesie się poluje i błądzi, tu rządzą duchy, demony, wróżki i zbóje. Miejsce to ma bogate realizacje i symbolikę w historii kultury. W lasach Idy odbyć się miał sąd Parysa, którego werdykt był przyczyną późniejszej Wojny Trojańskiej. Wergiliusz w Bukolikach podał, że „nawet bogowie mieszkali w lasach” (ekloga 2, 60). Las Brocéliande był miejscem czarów Merlina i Damy Jeziora z legend o Królu Arturze. W lesie moreńskim schronili się Tristan i Izolda. W Makbecie las Birnam przemieszczał się na pole bitwy, wieszcząc tym samym zgubę tytułowego bohatera Szekspira (akt 4, scena 1). W sonecie Pielgrzym, którego tytuł przecież nawiązuje do tego, czym „trudnią” się bohaterowie Wawszczyka i Leśniaka, Adam Mickiewicz pisał „Litwo! piały mi wdzięczniej twe szumiące lasy / Niż słowiki Bajdaru, Salhiry dziewice”; lasy więc, które poeta stawiał ponad uważany za najpiękniejszy śpiew słowiczy i dziewice, będące obiektem pożądania mężczyzn, były dlań czymś szczególnym. Z opowieści o Kubusiu Puchatku znany jest Stumilowy Las, zaś niedaleko Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart w serii o Harrym Potterze znajduje się z kolei Zakazany Las, w którym „w nocy nie jest bezpiecznie”. Las może być w końcu nauczycielem, skarbnicą mądrości: „Znajdziesz coś więcej w lesie niż w książkach. Drzewa i kamienie nauczą cię tego, czego nie dowiesz się od profesorów”, jak czytamy w Liście św. Bernarda z Clairvaux do Henry’ego Murdocha, a także u Marii Konopnickiej: „Jest wieczna mądrość, i jest wieczna chwała, / W przeróżnych głosach i pogwarach ziemi. / Alić największa ta mi się wydała, / Która poszumia borami naszemi” (Pan Balcer w Brazylii).

   W lesie Wawszczyka i Leśniaka nie spotkamy Diany, Dziewanny, Białej Łani, Fauna, Kubisia Puchatka ani Jednorożca. Las bywa tu krótkotrwałym schronieniem czy kryjówką, ale nawet wtedy bohaterowie pozostają czujni, nie mają chwili mentalnego wytchnienia. Nie jest ich domem z wyboru, jest raczej przypadkowym więzieniem. Wydaje się, że nie ma w nim ani bogów ani nimf, ani nawet duchów. Mamy za to owady-giganty, czyhające na swoje ludzkie ofiary oraz – oczywiście – tytułowe grzyby, równie niebezpieczne. Ale ich las uczy przetrwania.
 
Fragment komiksu Fungae Wojtka Wawszczyka i Tomasza Leśniaka
 
   O ile nie kupuję tej – jak dla mnie – bezsensownej wędrówki (bo kiedy kończy się jedna, to zaczyna się druga, gdzie syn powtarza wyuczoną na pamięć mantrę ojca), to nie mogę zaprzeczyć dwóm faktom – że książka jest mistrzowsko narysowana i niezaprzeczalnie zieje emocjami. Tu nie tylko wyrazista mimika mówi zamiast tekstów w dymkach (których jest tu jak na lekarstwo i których jednak mi trochę brakuje; trudno mi bowiem sobie wyobrazić, że przy takiej ilości przepraw i niebezpieczeństw oni ze sobą w ogóle nie rozmawiają...), ale także kolor poszczególnych scen (bo każda narysowana jest w innym rejestrze barwnym) też coś opowiada. Mianowicie: kiedy jest mrocznie, kolor jest mroczny; kiedy leje się krew – kadry buchają intensywną czerwienią; kiedy gdzieś pojawia się jednak nadzieja – barwy są cieplejsze. Zapiera dech w piersiach scena, kiedy rodzice używają dzieciaka jako przynęty na olbrzymie, mordercze, spragnione krwi komary. Trzeba się poświęcić, by upolować coś do jedzenia, szczególnie że warunki nie sprzyjające (co jest bazą dla takich pomysłów?!). Z dymka „Tak jak kilka tygodni temu...” dowiadujemy się, że to zgoła nie pierwszy raz. Podczas gdy chłopiec ściąga koszulkę i kładzie się krzyżem na polanie, by „świeżym mięsem” zwabić krwiopijcze potwory, rodzice rozglądają się za grubymi badylami, by za chwilę okładać wkłute w chłopca owady (na pewno został przy tym poważnie poturbowany i „zdobył” srogie siniaki). Z jednej strony widać rezygnację i załamanie młodego, z drugiej – jego samozaparcie i nienawiść w oczach.
 
Fragment komiksu Fungae Wojtka Wawszczyka i Tomasza Leśniaka

   Grzyb trawi nie tylko okolicę, ale także bohaterów. Silva (tropica) homini lupus est chciałoby się sparafrazować słynną łacińską sentencję: las (tropikalny) [a więc dżungla] jest człowiekowi wilkiem. Naukowcy już dawno odkryli, że to najstarszy mieszkaniec ziemi i że różne jego [grzyba] gatunki mają różne właściwości – włącznie z takimi, które umożliwiają mu wpływ na zachowanie innych istot (jak np. owadów), a obecnie prowadzone są badania nad grzybnią, która stymuluje odbudowę ludzkich synaps. Że ojciec-despota również będzie przez ten grzybowy świat sterowany i stanie się ofiarą pogrzybowych wizji to jeszcze nic. Matka skosztuje ciała swego partnera-grzyba i stanie się taka jak on – bezwzględnie prąca na dalszą bezsensowną podróż po dżungli. Aż oboje, matka i syn, wpadną w coś w rodzaju Carrollowskiej króliczej nory, prowadzącej ich do świetlistych okręgów, do złudzenia przypominających Okręgi promieniejących dusz Gustave’a Doré czy jego Niebo gwiazd stałych, ilustracji powstałych w roku 1861, a znanych z Boskiej komedii Dantego.


Gustave Doré, Okręgi promieniejących dusz oraz Niebo gwiazd stałych, [ilustracje w:] Dante Alighieri, La divina commedia, [b. m.] 1861


   To skojarzenie jest uprawnione nie tylko przez obraz, ale także przez fabułę polskiego komiksu i włoskiego poematu. W Raju przewodnikiem Dantego na drodze ku niebiosom jest Beatrycze, w Fungae po śmierci ojca przewodniczką syna jest matka. Obie są postaciami kobiecymi. Zarówno Florentyńczyk jak i trójka rodzimych bohaterów znajdują się z początkiem obu dzieł w lesie napawającym trwogą, będącym alegorią piekła („W życia wędrówce, na połowie czasu, / Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi, / W głębi ciemnego znalazłem się lasu. // Jak ciężko słowem opisać ten srogi / Bór, owe stromych puszcz pustynne dzicze, / Co mię dziś jeszcze nabawiają trwogi” – fragment Pieśni I, przeł. Edward Porębowicz; „W połowie wędrówki naszego życia / znalazłem się w ciemnej dziczy, / bo prosta droga była zgubiona” – przekład Jarosława Mikołajewskiego) i wszyscy są w nim zagubieni.

   Pisałem już powyżej obszernie o symbolice lasu i jego kulturowych – głównie literackich – przedstawieniach. Las Dantego jest symbolem zagubienia moralnego i intelektualnego, którego autor doświadczył po śmierci ukochanej Beatrycze; także ówczesna ludzkość znalazła się w nim wskutek nasilenia się m.in. konfliktu o władzę pomiędzy dwoma filarami ówczesnego świata, Cesarstwem i Kościołem. Włoch przy pomocy wędrówki przez piekło, czyściec i raj ukazuje człowiekowi drogę do szczęścia przez uwolnienie go od zniewolenia, do jakiego prowadzi rzeczone zagubienie moralne i intelektualne. W Fungae zniewolenie jest w większości czysto fizyczne, które oczywiście może wpływać na
zniewolenie intelektualne – szczególnie najmłodszego bohatera.
 
Kod Fungae?, fot. © Arkadiusz Łuba
 
    Boska komedia jest misternie skonstruowanym tryptykiem i o ile takiego „trójpodziału” można by się także dopatrzyć w Fungae, to już ich konstrukcja nie jest tak misterna. Każda z trzech części włoskiego poematu składa się z 33 pieśni, co po uwzględnieniu pieśni wstępnej daje 100 kompozycyjnych cząstek. Symboliczne znaczenie tych „doskonałych” dla ludzi średniowiecza liczb – trójki i dziesiątki – wzmocnione zostało również w innych miejscach poematu: każda z zaświatowych krain składa się z 9 części (zatem potrojonej trójki). Piekło ma 9 kręgów (plus przedsionek), Czyściec 9 rejonów, a Raj – 9 sfer. Kiedy zacząłem zliczać sceny i ilość stron na nie przypadających w komiksie, poważnie się zdziwiłem. Pomijając 27-stronicowy prolog, ilość stron pierwszych czterech scen była sobie równa i wynosiła po 22. Ale już od sceny piątej (licząc z prologiem – szóstej) ta proporcja zaczęła się chwiać. Przyszły bowiem sceny o kolejno 8, 12, 26 i 18 stronach. Później trzy sceny po 14 stron każda i znowu nieregularności, już do końca – 18, 28, 14, 22, 12, 20, 8, 6 i 24 strony. Jedyną konstantą w tym komiksie jest ilość stron przypadających na ściemnienia, rozdzielające poszczególne odsłony – 2. Nie ma więc co iść tym tropem.


Fragment komiksu Fungae Wojtka Wawszczyka i Tomasza Leśniaka

    A zatem okręgi promieniejących dusz... Ostatecznie przedrze się do nich tylko chłopiec. „Skażona” grzybem matka pozostanie po ciemnej stronie tego narysowanego świata. Byłby to więc komiks opowiadający się za zwycięstwem niewinnej dziecięcej duszy? Chyba nie do końca. Wszak mały recytuje w jasnościach znany i znienawidzony zarazem tekst. Dokąd go on zaprowadzi? Czy będzie to dantejski raj niebieski czy tylko inne jasne piekło? To trzeba już sobie samemu domyślić. Ale będzie to już wtedy inna historia...

sobota, 25 marca 2023

Opowiadać. Nie oceniać. – „Tunele” Rutu Modan

   Czytając Zaduszki (wydanie oryginalne i polskie w 2013), ostatnią przed Tunelami (wydanie oryginalne w 2020) książkę Rutu Modan, po prostu się wzruszyłem. Ta najbardziej znana izraelska twórczyni komiksów ma, jak wiele jej izraelskich rodaków, polskie korzenie (oboje rodziców urodzeni w Warszawie). W jej rodzinie nie podejmowano jednak tego tematu, nie mówiło po polsku. Nikt nie wspominał przeszłości. Swoich obu polskich dziadków Rutu nie poznała, a jej obie babcie były straumatyzowane w wyniku przymusowego opuszczenia niegdyś rodzinnego miasta. I trudno się temu dziwić, jeśli przypomnimy sobie, że właśnie na terenie ówczesnej Polski hitlerowscy Niemcy [mówię o ludziach, nie o państwie, stąd taka forma przymiotnika] wymordowali większość europejskich Żydów, gdzie odbywały się ich pogromy, w których także uczestniczyła ludność polska, i gdzie głęboko zakorzenił się antysemityzm – wystarczy wspomnieć rządową nagonkę na współobywateli wyznania mojżeszowego, której apogeum nastąpiło w marcu 1968 roku i w wyniku której większość ocalałych z holokaustu Żydów mieszkających po wojnie w Polsce opuściło kraj nad Wisłą na zawsze. Polska ziemia jest dla nich jednym wielkim cmentarzem, miejscem świętym, którego nietykalność określa żydowska religia. Ale i tak kto chciałby mieszkać na kościach bliskich?! Świadomość tego wszystkiego, i poruszająca historia skomplikowanej miłości, poszukiwanie opuszczonej niegdyś kamienicy, a także prywatna podróż artystki do źródeł swojej rodziny, złożyło się na moje wzruszenie w przypadku Zaduszek, które zostały napisane z dużą ilością empatii i humoru. Zresztą humor to cecha charakterystyczna twórczości Rutu Modan, nawet w przypadku historii trudnych, a może przede wszystkim wtedy. „Myślę, że humor to najlepszy sposób na radzenie sobie z nieznośną sytuacją. To uzdrawia”, powiedziała mi w wywiadzie. I tak jest w jej najnowszej – najbardziej politycznej, największej objętościowo i najzabawniejszej – opowieści, na którą miłośnicy jej sztuki komiksowej musieli czekać aż siedem lat.
 
Rutu Modan w jej atelier w Tel Avivie z oryginalnym hebrajskim wydaniem Minharot, Tuneli, fot. © Arkadiusz Łuba
 
   Tym razem rzecz dzieje się na Zachodnim Brzegu Jordanu, w części Palestyny kontrolowanej przez Izrael, obejmującego [bo brzeg] obszar historycznych izraelskich krain Judei i Samarii na zachód od doliny rzeki Jordan. Dwie lepiej czy gorzej zorganizowane grupy, Palestyńczyków i Izraelczyków, poszukują Arki Przymierza – złotej czy złoconej skrzyni, w której według biblijnego Listu do Hebrajczyków (Hbr 9, 4) przechowywano laskę Aarona (pierwszego dziedzicznego arcykapłana z pokolenia Lewiego), dzban z manną i dwie kamienne tablice z tekstem Dekalogu, a według 1. Księgi Królewskiej (1 Krl 8, 9) – tylko tablice Przymierza. Jahwe miał wręczyć te tablice Mojżeszowi na górze Synaj w trakcie wędrówki ludu Izraela z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Ostatni raz widziano Arkę w Pierwszej Świątyni, która została zburzona w 586 r. p.n.e. w trakcie najazdu armii Babilonu pod wodzą Nabuchodonozora II. na Palestynę. Obliczenia wskazują, jakoby miejscem, gdzie ukryta jest Arka, był właśnie Zachodni Brzeg.

   Do stworzenia właśnie tego komiksu pchnęła Rutu przyjaźń z pewnym mężczyzną, z którym studiowała ponad 25 lat temu. On i jego ojciec rzeczywiście szukali Arki Przymierza, zdradziła mi autorka: „Przez kilka lat kopali tunel w górze niedaleko Jerozolimy. Ale nic nie znaleźli. Wtedy to było jak żart; jakby ktoś opowiadał mi o swojej szalonej rodzinie. Kiedy szukałam historii do nowej książki, w mojej głowie pojawił się właśnie ten kolega ze studiów. I wtedy pomyślałam o ich historii inaczej. Zastanawiałam się, dlaczego on i jego ojciec to wtedy zrobili. Myślałam o Indiana Jonesie i filmie Poszukiwacze Zaginionej Arki i nagle zrozumiałam, że to opowieść przygodowa”. Ale książka Rutu Modan Tunele to nie tylko czysta przygoda. Historia zawarta w komiksie oparta jest o szerokie tło historyczne.

Tunele Rutu Modan, s. 21

   Naukowcy twierdzą, że ten, kto posiadał Arkę Przymierza, miał władzę. Król Królestwa Judy Jozjasz (ok. 647-609 p.n.e.) chciał zjednoczyć pod swoim panowaniem plemiona hebrajskie. Królestwo Izraela na północy było wasalem Asyrii. Kiedy pod koniec VIII. wieku p.n.e. chciało zerwać ten pakt, armia asyryjska najechała jego obszar, zniszczyła jego stolicę Samarię, a Królestwo włączyło do imperium asyryjskiego. Wielu zalfabetyzowanych (a więc mających dostęp do ksiąg, a tym samym do nauk) uchodźców z Królestwa Izraela udało się do Judy. Z czasem w Asyrii nasiliły się walki wewnętrzne. Kraj nie mógł już dłużej kontrolować swoich wasali i zmuszony był opuścić terytorium byłego Izraela. Jozjasz wykorzystał ten moment dla swoich planów zjednoczenia. To w tym celu posługuje się starą księgą, która – według Biblii – została znaleziona w świątyni i przekazana mu jako Księga Praw. Zleca spisanie wszystkich historii biblijnych w jedną księgę jako historię obu narodów hebrajskich, zjednoczonych pod religijnym przywództwem jerozolimskiego wszechboga Jahwe z Arką Przymierza jako symbolem Jego mocy. Czyni to również po to, by pokazać, że Arka Przymierza (tj. centrum władzy) zawsze była w Jerozolimie – tak uważa choćby Thomas Römer, profesor Biblii Hebrajskiej w Collège de France: „Dawid przyniósł ją [Arkę Przymierza] do Jerozolimy, a Salomon zbudował dla niej świątynię. Chodziło w tym o legitymizację Jerozolimy jako stolicy obu królestw [Izraela i Judy]”. Jozjasz dlatego propagował ideę zjednoczonego królestwa, aby uzasadnić swoje ambicje terytorialne, uważa izraelski archeolog Israel Finkelstein: „Zjednoczone królestwo Dawida w Biblii reprezentuje zjednoczone królestwo Jozjasza, którego stolicą jest Jerozolima. A zatem Biblia nie opisuje królestwa, które było, ale takie, które ma dopiero nadejść”. Ale już w roku 609 p.n.e. Egipt dostrzega zagrożenie w zjednoczonym Królestwie Izraela. Jozjasz ginie w bitwie z faraonem, a realizacji jego planów nikt się już nie podejmuje. Latem 587 r. p.n.e. król babiloński Nabuchodonozor II. podbija Jerozolimę i każe spalić świątynię. Odtąd uważa się Arkę za zaginioną. Bez ziemi, bez świątyni, bez Arki Przymierza, Hebrajczycy mieli tylko Pismo Święte, które ich jednoczyło i pozwalało zachować wspólną tożsamość. Takiego zdania jest także Rutu Modan: „Najważniejszą rzeczą, jaką staram się zgłębić w Tunelach, są wielkie historie i mity. Tak długo nie mieliśmy jako Żydzi własnego kraju. To, co przez cały czas łączyło nas jako naród, to właśnie wielkie wspólne historie”, jak powiedziała mi w wywiadzie.

   Autorka przyznała kiedyś, że nie byłaby w stanie opowiedzieć historii na Bliskim Wschodzie poprzez komiks. W Minharot, po polsku Tunele właśnie, udaje się jej to zaskakująco dobrze. Wszyscy angażują się w poszukiwania: ortodoksyjni, religijni i zsekularyzowani, konkurujący ze sobą naukowcy, beztroskie dzieci wpatrzone nieustannie w telefon komórkowy, armia izraelska, Państwo Islamskie, kolekcjonerzy antyków i palestyńscy przemytnicy. Nawet stereotypowy wątek miłości homoseksualnej między żydowskim Izraelczykiem a Arabem, znany choćby z izraelskich filmów o tematyce LGBTQ, udało się Modan włączyć w tę historię. Jej postaci to szeroka panorama tego wielokulturowego tygla, jakim nota bene jest Izrael, ale także po prostu reprezentanci różnych charakterów ludzkich, których mieszanka zapewnia – w tym wypadku dosłownie – mieszankę wybuchową, podszytą sporą dawką tragikomizmu. „Potrzebowałam wielu lat, by znaleźć libretto dla opowieści o konflikcie na Bliskim Wschodzie“, zdradza mi Modan: „Tunel łączy ze sobą dwa punkty pod ziemią. Nie widać go, jest ukryty. Tak samo jak miłość moich dwóch protagonistów. Mogą żyć w związku, ale tylko pod ziemią; tak samo jak wspólna misja znalezienia Arki może funkcjonować tylko pod ziemią”. Zaznaczam, że nie jest to jej ocena. Ona po prostu opisuje trudną rzeczywistość.
 
Tunele Rutu Modan, s. 99
 
   W Bezalel Academy of Art and Design w Jeruzalem, renomowanej izraelskiej uczelni artystycznej, Rutu była wychowanką innego artysty komiksowego polskiego pochodzenia – Michela Kichki. Drugie pokolenie o traumie potomków Ocalonych i Falafel na ostro o życiu w Izraelu – jego dwa najbardziej znane komiksy, które ukazały się nakładem krakowskiego Muzeum Sztuki Współczesnej „MOCAK” w minionych latach, narysowane zostały w sposób właściwy raczej gazetowym cartoonom politycznym niż powieści graficznej. Rutu wspomina w udzielonym mi wywiadzie: „Michel był moim najważniejszym nauczycielem. Nie chciał, byśmy rysowali jak on. Mieliśmy pracować nad własnym stylem i go rozwijać. Poszłam więc swoją drogą i on to zaakceptował. Wspierał mnie i przedstawiał wielu artystom. Jest on nadal częścią mojego życia; teraz wspólnie wykładamy w tej samej akademii“. I tak to Rutu zdecydowała się w swojej pracy na tak zwaną „ligne claire”, prostą, klarowną, „czystą linię”, która wywodzi się od belgijskiego artysty komiksowego Hergé (własc. Georges Prosper Remi), twórcy Przygód Tintina. W technice tej chodzi o klarowny styl charakteryzujący się przejrzystymi kadrami i obrazami oraz linearny przepływ narracji. I tu pojawia się specyfika pracy Rutu Modan: najpierw fotografuje aktorów w upozowanych scenach, a następnie przenosi je na papier. A przecież wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej pod nieświadomym wpływem uznanego akademika Kichki. Ale wtedy nie byłaby to Rutu Modan...

   Czytałem Tunele w trzech wersjach językowych i najbardziej ubawiło mnie polskie tłumaczenie wydane przez Kulturę Gniewu (a zatem ukłony w stronę tłumaczy na polski, Zuzanny Solakiewicz i Gregory’ego Zvika Portnoy’a). Jeśli ktoś chce poznać specyfikę izraelskiej historii i wachlarz izraelskich charakterów, a przy tym dobrze się ubawić (niezastąpione są choćby powiedzonka ortodoksyjnego Żyda Gedanken [imię znaczące = myśli/sentencje] a la Księga Przysłów), ten może sięgnąć po ten komiks bez obawy, że się zawiedzie. Nie zawiedzie się.